Do cudownego źródła św. Andrzeja przy klasztorze pod jego wezwaniem w rumuńskiej osadzie Ion Corvin niedaleko miasta Konstanca przybywają pątnicy z całego świata. Zwabieni legendą tego miejsca, spieszą, by nabrać do butelki wodę, zwilżyć nią skronie i ugasić pragnienie. Wierzą, że błogosławiona krynica złagodzi troski, uśmierzy ból, wyleczy z dolegliwości. W tym cichym, spokojnym miejscu o przejmującej atmosferze, ludzie szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania i leku na doczesne bolączki.
Śladami apostoła, brata św Piotra
Na niewielki monastyr św. Andrzeja w Ion Corvin niedaleko Konstancy składa się cerkiew, grota, w której ponoć święty miał zamieszkiwać oraz źródło, o którym mówi się, że woda z niego bijąca ma cudowne właściwości. Jest jeszcze mały dom pielgrzyma. Jedzie się tu przez bezkresne pola i winnice Północnej Dobrudży. Na miejscu odczuć można niezwykły spokój, nawet zasięg telefonii komórkowej jest tu tak słaby, że nie ma nawet co próbować. Historia tego miejsca jest fascynująca, lecz - jak się zdaje - w znacznej mierze polega na głębokiej wierze. Oto bowiem miał tu przebywać jeden z dwunastu apostołów, wybranych przez Jezusa Chrystusa, rodzony brat św. Piotra. Mowa o świętym Andrzeju, który w I wieku n.e. miał się znaleźć w tej okolicy, być może w czasie jednej ze swych dalekich podróży. Mówi się bowiem, że ewangelizował nawet tak dalekie obszary jak okolice Kijowa w górze Dniepru. Wiadomo, że podróżował po miastach dzisiejszej Turcji, Grecji, Bułgarii, Abchazji, krążąc w zasadzie wzdłuż wybrzeży Morza Czarnego. Miał zawitać i do Północnej Dobrudży, gdzie wiedziony niewiadomym przeczuciem wybrał grotę znajdującą się pośród niewybitnych wzgórz.
- Było to miejsce pobłogosałwione przez Boga, który sądził, że św. Andrzej zbuduje wiele kościołów, bo wielu ludzi będzie chciało do nich pielgrzymować - mówi sędziwy ksiądz, który wyszedł na przywitanie pątników. Jest szczupły, ze zdrową cerą, długie włosy ma upięte w siwiejącą kitkę. Półuśmiech na jego twarzy zdaje się przekazywać informację, że wszystko wie, jest jak uśmiech rozumiejącej i wyrozumiałej matki.
Święty Andrzej przebudował jaskinię wymytą przez wody w tutejszym gnejsie i przebywał w niej przez jakiś czas. Chodząc w umartwieniu po okolicy, drewnianą laską miał uderzać w ziemię, z której tryskały w tych miejscach źródła czystej, zimnej i smacznej wody. Tu mówi się, że takich źródeł było dziewięć. Wkrótce zaś ludzie przekonali się, że woda ta daje zdrowie, a cuda, które się za jej sprawą wydarzyły, szeroko rozsławiły to miejsce. Szybko też przybyli tu mnisi, a sanktuarium zaczęło się rozrastać. Zapewne działo się to już bez bożego pomazańca. Miał dotrzeć na jezioro Ładoga, gdzie na wyspie Walaam zatknął krzyż, by 900 lat później dać początek słynnemu monastyrowi Przemienienia Pańskiego. Św. Andrzej wrócił do Grecji, gdzie w mieście Patras w 62, 67 bądź 70 roku naszej ery został skazany na śmierć. Zdecydowano, że za głoszenie nauk skona na krzyżu w kształcie litery X, która w języku greckim jest pierwszym znakiem w słowie Chrystus. To stąd znamy popularny krzyż św. Andrzeja, który stawiany jest przed przejazdami kolejowymi.
W tajemniczej grocie z jaskółkami
Wchodzimy za prawosławnym popem do groty św. Andrzeja. Jak twierdzi, ma ona "więcej niż 2 tys. lat". Przed wejściem można zapalić świecę w intencji, którą każdy sobie sam wybiera. W środku ubogo, nad wejściem, ale już za drzwiami, jaskółki urządziły sobie gniazdo i nic sobie nie robiąc z obecności ludzi przelatują nad ich głowami, by nakarmić młode w gnieździe we wnęce w wapiennej skale. W grocie panuje przyjemny chłód, który przynosi ulgę w skwarny dzień. Bliżej wejścia jest stolik z naciętymi karteczkami i długipisami. Można napisać imiona ludzi, których chcemy powierzyć św. Andrzejowi. Potem trzeba owinąć karteczkę banknotem lub wraz z drobną monetą wcisnąć w szczelinę w wapiennej ścianie. Ojczulkowie zbiorą pod wieczór te intencje, a następnego ranka odczytają na głos na schodach przed kościołem po sąsiedzku, by Bóg je usłyszał. Tuż obok znajdują się wykute w skale siedziska, coś w rodzaju kanap, być możee nawet dwa tysiące lat temu drzemał na nich św. Andrzej. W głębi groty znajduje się ołtarz, na nim srebrne ikony. Niektóre zapewne sprzed setek lat. Przed nim ksiądz błogosławi pochylonych pątników świętymi olejami.
Tutejszy klasztor przeszdł wiele. Ksiądz-staruszek jest tutaj kimś w rodzju przeora. Tłumaczy, że klasztor pięknie się rozwijał, a ludzie pielgrzymowali do cudownych źródeł. Bóg zezwolił św. Andrzejowi, by osiedlił się w jaskini i ją przebudował. Jednak W 1421 roku, gdy obszar dostał się we władanie Turków, mnisi zostali zamordowani, a klasztory płonęły. Widoczne wszędzie obrazy przedstawiające św. Andrzeja zdają się niemo potwierdzać tę historię. Bóg miał - zdaniem ojczulka - sądzić, że św. Andrzej zbuduje wiele kościołów. Jedyny klasztor jednak podupadł, a kolejny zły czas nastał w okresie komunizmu, gdy władze nakazały wykopanie ośmiu źródeł, by unicestwić piękną legendę i kult. W 1947 roku pewien prawnik miał we śnie ujrzeć, że odzyskał miejsce, w któym znajdował się klasztor. Pojechał do Betlejem, najważniejszego miejsca kościoła greckokatolickiego na świecie, po błogosławieństwo, gdzie odkrył, że takie miejsce w istocie istnieje. Tak odbudowano klasztor. Od 1990 roku ponownie odprawiane są nabożeństwa, pojawił się drugi mnich. Staruszek-przeor opowiada, że ma już ponad 90 lat, a pierwszy raz był w podupadłym sanktuarium 1947 roku, gdy miał 12 lat. Następnie został księdzem, zaś 37 lat temu powrócił w to miejsce i został mnichem. Dziś błogosławi turystów i pielgrzymów w grocie i kościele pełnym pięknych fresków.
Cudowne źródło i uzdrawiająca woda
Odręcznie wymalowane tabliczki z napisem "Spre izvor" prowadzą pozornie krętą drogą na tyły klasztornego terenu. Patrząc od głównej bramy, musimy skierować się w pierwszą dróżkę w prawo. Po drodze miniemy gospodarstwo monastyru, które zapewnia mnichom jakie takie utrzymanie. Choć licho z tym gospodarstwem na pierwszy rzut oka. Być może dobre moce mimo wszystko sprawiają, że plony są obfite, złote pole za bazyliką zdaje się te podejrzenia potwierdzać. Po chwili pojawia się kaplica świętego źródła, uchylone drewniane drzwi zapraszająco intrygują. To za nimi tryska jedyna ocalała krynica. Według przeora klasztoru woda ta może pomóc odnaleźć zdrowie, wyleczyć choroby i boleści. Po wyzdrowienie jadą tutaj ludzie z całego świata. Podobno była tu polityk z Brukseli, której nazwisko nie jest ujawniane. Po napiciu się tutejszej wody wyzdrowiała z ciężkiej choroby. Warto jednak pamiętać, że św. Andrzej jest m.in. patronem małżeństw, zakochanych, pomaga w sprawach matrymonialnych, wspiera wypraszanie potomstwa, patronuje podróżującym, rybakom, rycerzom, woziwodom i rzeźnikom.
W środku, w cienistym wnętrzu, do którego zejść trzeba po schodach jedną kondygnację w ścianie umieszczono krany, z których tryska czysta, zimna woda. Wierzy się tu, że jest to dziewiąte, ocalałe źródło, którego komuniści nie zdążyli zniszczyć. A woda z ośmiu zniszczonych wywierzysk miała jakoś odnaleźć tutaj drogę i teraz tryskają wszystkie źródła w tym jednym miejscu. W letni, upalny dzień ta zimna krynica daje niezwykłe wytchnienie. Chłodzi od razu dłonie, kark, twarz... Ci, którzy nie zapomnieli zabrać ze sobą naczyń, napełniają wszelkiego rodzaju butelki, by kilka łyków zabrać na później. Kto nie był tak przewidujący składa dłonie, nabiera do pełna i gasi pragnienie. Woda jest smaczna, wydaje się niemalże słodka, lepszej dotąd nie piłem. Czy objawiają się tu moce świętego Andrzeja, jako jedyny pośredni dowód na jego tu obecność? Być może. Wszak w kościele tuż obok znajdują się jego relikwie - kości i fragmenty ubrań. Ponoć pozostałe doczesne szczątki św. Andrzeja apostoła z Betsaidy spoczywają na Sycylii i w Latras w Grecji.
Cud mniemany z trzech błogosławieństw i wody
Okazuje się, że ksiądz, który wita pątników to protosyncellus (odpowiednik wikariusza generalnego w Kościele łacińskim) Szymon Andrzej, a właściwie ojciec Ion Moldoveanu, który sprawuje posługę w tym monastyrze już ponad 30 lat. Gdy podszedłem do niego, protosinghel Shimonah Andrei zaczął mnie błogosławić. Ale co to było za błogosławieństwo... Raczej jakieś pukanie palcami w czoło, jakby święty starzec chciał coś odegnać. Drugi raz świątobliwy staruszek udzielił błogosławieństwa w grocie św. Andrzeja przed ołtarzem ze srebrnym ikonostasem. Tym razem użył świętych olejów, a formuły, które wypowiadał zapisane są w sędziwych mszałach. Trzecie błogosławieństwo dane było mi otrzymać na pożegnanie. Kapłan przytulił mnie do serca, na czole pozostawił odciśniętą kościstym palcem pieczęć krzyża.
Czym są głoszone tutaj cuda? Czy to uzdrowienia ciała czy duszy? Czego doświadczają tutaj ludzie, pielgrzymujący do tego miejsca? Napiwszy się wody z cudownego źródła, wyszedłem po schodach na słońce. W cieniu drzewa nastała wraz uderzająca cisza, świat jakby zastygł, znieruchomiał jak zamrożony w stopklatce. Następnie nadszedł moment głębokiego wzruszenia, zmieszanego z bolesnym smutkiem i uczuciem bezbronności. Czy tym cudem jest uczucie bycia czystym i kochanym? W tym samym czasie przy autobusie rozpętało się niewielkie tornado, wiatr uderzył w ściernisko, a jego wir podniósł w górę strzępy słomy, rzucając je prosto w ludzi. Czy tę niespełna minutę wypełniła zmęczona ekstremalnym upałem wyobraźnia masycona opowieścią przewodniczki czy też to sanktuarium czcigodnego św. Andrzeja okazało swoją cudowną moc? To pytanie bez odpowiedzi.
Konstanca, klejnot Morza Czarnego
Tak wspaniałe pozostałości rzymskiego Imperium znajdują się niedaleko miasta Konstanca, które jest niewątpliwie jednym z klejnotów Morza Czarnego. Klimat w mieście przypomina swobodną atmosferę Odessy. Można się tu zagubić w urokliwych zaułkach, to także raj dla fotografów, bogaty w kontrasty i obfitujący we wspaniałe kadry. Konstanca jest największym portowym miastem w Rumunii i drugim co do wielkości, i najstarszym miastem w tym kraju. Oblewana przez ciepłe fale Morza Czarnego liczy około 300 tysięcy mieszkańców, jest stolicą okręgu administracyjnego Konstancy i ważnym centrum regionu Dobrudża. Mieszka tu liczna mniejszość turecka i tatarska, stąd też w krajobrazie miasta meczety i minarety. Położenie blisko delty Dunaju oraz kanał, zapewniający połączenie pomiędzy Morzem Czarnym a Dunajem, sprawiają, że miasto jest ważnym ośrodkiem transportu morskiego i rzecznego oraz przemysłu stoczniowego i metalowego. Konstanca nabiera także coraz większego znaczenia dla branży turystycznej. To piękne miasto, z panoramą ceglastych dachów starego miasta, wznoszącego się nad turystycznym portem żeglarskim, przyciąga coraz większą liczbę gości, których zachęca nie tylko tutejsza architektura, jedzenie i wspaniałe wina, ale także lipcowy festiwal muzyczny Neversea i niezwykle szerokie plaże morskiego kurortu Mamaja.
W miejscu, gdzie dziś wznosi się Konstanca, w pierwszej połowie VI wieku przed naszą erą powstała osada Tomoi założona przez Greków z Miletu. Już w I wieku p.n.e. obszar miasta Tomis (nazwa łacińska), którego nazwa jest dziś ponownie stosowana dla określenia Konstancy, stał się częścią Imperium Rzymskiego, a w początkach I wieku n.e. rzymski poeta Owidiusz został tam zesłany na wygnanie, o czym dziś przypomina wspaniała statua na placu Owidiusza. Już w II wieku n.e. Tomis było największym miastem na zachodnim wybrzeżu Morza Czarnego. Na cześć siostry rzymskiego cesarza św. Konstantyna I Wielkiego w IV wieku n.e. pojawiła się nazwa dzielnicy Constantiana, od której w czasach bizantyjskich nazwę wzięł cały ośrodek. Na przełomie wieków II i IV pojawiły się mury obronne, które miały uchronić port przed licznymi atakami. W XIV wieku Konstancę zajęli Turcy, a w XIX wieku sułtan nakazał zbudować tam port. W 1878 r. wraz z północną Dobrudżą Konstanca została przyznana Rumunii.
Jak dojechać do sanktuarium św. Andrzeja?
Jak dojechać do sanktuarium św. Andrzeja w Ion Corvin? Dojazd do sanktuarium św. Andrzeja w Ion Corvin może nie być tak łatwy, jak mogłoby się zdawać. Dlatego lepiej sprawdzić wcześniej trasę i uważać na drogowskazy zwłaszcza w pobliżu celu podróży.
Do monastyru św. Andrzeja będziemy jechać z Konstancy. W zasadzie przez około 1 godzinę i 20 minut (około 85 km) trzymać się będziemy drogi krajowej numer trzy, którą podążać będziemy na zachód. Dopiero u samego końca trzeba skręcić w lewo i wąską dróżką jechać kilka kilometrów w górę, w stronę niewysokich pagórków. Trasa kończy się na obszernym darmowym parkingu.
Jeśli są kłopoty z dojazdem, można kliknąć w Mapy Google.
Wnętrze kościoła.
Grota świętego Andrzeja. Jednocześnie kaplica i zabytek sakralny.
Widok na dom pielgrzyma i skromną kaplicę obok.
Nieco z boku za domem pielgrzyna jest mniejsza kaplica.
Droga do cudownego źródełka jest dobrze oznakowana. Po drodze mijamy gospodarstwo ojczulków i sprzęty, które pomagają im w codziennym życiu.
Dom pielgrzyma.
Klasztorna studnia.
Więcej ciekawych miejsc do odwiedzenia znajdziesz pod adresem www.wycieczkazadyche.pl lub po prostu wycieczkazadyche.pl.
Znasz? Skomentuj!