19 maja 2020

Koronawirus w szklanych oczach owcy Dolly

W pierwszej dużej sali Muzeum of Scotland roi się od zabytków techniki. Mają one dowodzić, że ta surowa kraina, którą zamieszkują poddani Jej Królewskiej Mości zawsze była w czołówce technologicznego wyścigu i nigdy nie odpuszcza. 


To nie złudzenie, Szkocja jest ambitna i od setek lat nie odpuszcza. W żadnej dziedzinie. Nawet rakiety są ze Szkocji. Także bolidy Formuły 1 są szkockie. I szkockie są roboty, które zastąpią w przyszłości ludzi. To muzeum jest głównie dla niedowiarków, którym trudno przyjąć to do wiadomości. 

Nie wpadnij do bolidu

Potykam się  więc tutaj to o jakąś tokarkę, jakieś przędzalnicze dziwadła, o mało nie wpadam do bolidu Formuły 1, za chwilę stracha napędził mi balon na rozgrzane powietrze, który z nagła uniósł się za moimi plecami. Mamy tu maszyny parowe, rakietę, w oddali majaczy dumnie mikroskopijny Morris Mini, który posadził Wielką Brytanię za kierownicą po niewłaściwej stronie. 


Jest wreszcie robot, sprawnie układający z kostek literowy napis, jakiego sobie zażyczysz. Jednym słowem na tym nobliwym złomowisku znaleźć można niemal wszystko, co mogłoby świadczyć o niezbywalnym splendorze i chwale szkockiego umysłu oraz dowodzić niewątpliwej zręczności jaką ten naród niechybnie musi się legitymować.
I nagle zdajesz sobie sprawę, że pośrodku tego wszystkiego stoi... owca. W dodatku z tyłu jest nieco... przybrudzona.

Sklonowana owca Dolly

To nie jest zwykła owca. Oczywiście oprócz tego, że jest martwa i dość zgrabnie wypchana, tak, że oddaje wygląd właścicielki przybrudzonego futra. Dolly to pierwsza owca domowa, a nawet pierwsze zwierzę i ssak sklonowany z komórek somatycznych. Chodzi o to, że Ian Wilmut i Keith Campbell, szkoccy naukowcy, pobrali od dorosłej owcy rasy Finn-Dorset komórki z jej wymienia, a następnie wyodrębnili z nich jądra komórkowe i przenieśli je do pozbawionych jąder komórek jajowych owcy rasy Scottish Blackface. Dziś w jej szklanych oczach odbija się świat ogarnięty epidemią koronawirusa, co do którego nie ma pewności, że nie uciekł spod chińskiej pipety.


5 lipca 1996 roku w wyniku tych genetycznych manipulacji, a było ich sporo, urodziła się Dolly. Owieczka odeszła jednak z tego padołu łez po zaledwie siedmiu latach, co jak na owcę jest dośćmdość wiekiem, 14 lutego 2003 r. Z przykrością trzeba stwierdzić, że żyjąc w Instytucie Roslin, w którym ją stworzono, oblegana przez dziennikarzy z całego świata, cierpiała na zapalenie stawów tylnych nóg, a powodem jej śmierci była choroba płuc, rodzaj raka spowodowany retrowirusem. Gdy naukowcy dostrzegli w jej ciele guz, uznali, że zwierzę będzie zbytnio cierpieć i uśpili ją. Dała za swojej egzystencji życie sześciorgu jagniętom, których tatą był tryk David rasy Welsh Mountain.

Dolly poczęta z... wymienia

Imię owcy, która pochodzi z wymienia, miało związek z amerykańską piosenkarką Dolly Parton legitymującą się biustem zauważalnym w stopniu wystarczająco odpowiednim, aby w połączeniu z imieniem i owcą uznać, że mamy tu do czynienia z naukowcami obdarzonymi szczodrze brytyjskim dowcipem.
Dolly swoim niespodziewanym przyjściem na świat nieświadomie rozpętała na świecie głośną dyskusję na temat klonów i zagrożeń, które z nimi są związane. Bill Clinton, prezydent USA, by chronić Amerykanów przed zepsuciem wstrzymał finansowanie badań biotechnologicznych nad tym zagadnieniem. 


Gdy wrzawa podniosła się wystarczająco wysoko, finansowanie wstrzymał także Wielka Brytania. Instytut Roslin, zamiast klonować kolejne okazy, zajął się zaprawianiem zbóż do siewu. Pozostały jednak pytania, na które nie ma odpowiedzi, a filozofowie z całego świata do dziś pracują nad możliwymi rozwiązaniami. Czy owca, z której wymienia pobrano komórki to matka, czy córka? Czy dzieci Dolly to dla niej wnuczki czy cioteczne baranki i owieczki? I najważniejsze: czemu zapomniano o mitochondrialnym DNA i czy to się liczy? Od tego czasu klonowanie zaszło kawałek dalej, a owca Dolly cieszy się niesłabnącym powodzeniem wśród zwiedzających, którzy widząc ją, z racji niedojrzałego wieku, głównie przeciągle beczą.

Jak trafić do Muzeum Szkocji?

Jak trafić do Muzeum Szkocji? Bardzo prosto, można znaleźć pieska Grayfriars Bobby i odwrócić się do niego plecami - muzeum jest na wprost po drugiej stronie skrzyżowania. Można iść na róg George VI Bridge i Chamber Street. Trzeba szukać ładnej, nowej elewacji z eleganckiego kamienia. Na rogu jest wieża o okrągłych ścianach, w której jest restauracja Tower Restaurant.

Czytaj więcej: Greyfriars Bobby. Piesek szczęścia z Edynburga

A można też po prostu kliknąć w Mapy Google i zdać się na satelitę. Póki jeszcze działa! Prawda, że proste? No to klik!

Legendarny instytut naukowy

Owieczka Dolly przyszła na świat w tym miejscu - Instytucie Roslin, jednostce naukowej podległej Brytyjskiej Komisję Nauk Biotechnologicznych i Biologicznych we wsi Roslin, całkiem niedaleko Edynburga.


Do tego miejsca też warto pojechać, choćby po to, aby poczuć unoszącego się tutaj ducha nauki i sfotografować koński łeb ustawiony przed budynkami mieszczącymi laboratoria.

Wpadnij do kaplicy i na zamek

Po obejrzeniu instytutu naukowego można jeszcze zaliczyć pobliską Kaplicę Rosslyn i Zamek Rosslyn. Całkiem niedaleko znaleźć można także Jaskinię Wallace'a.

Czytaj więcej: Kościół drewniany w Skrzydlnej

Do Edynburga trafiliśmy samolotem linii Wizzair płacąc za przelot tam i z powrotem 130 zł od osoby. Przed koronawirusem taki poziom cen przewoźnik oferował wiosną i jesienią - poza sezonem letnim i zimowym. Warto było skorzystać.

Więcej ciekawych miejsc do odwiedzenia znajdziesz pod adresem www.wycieczkazadyche.pl lub po prostu wycieczkazadyche.pl.


Znasz? Skomentuj!